SZCZĘŚCIE MOJE ...

środa, 17 listopada 2010

poranna kawa

Dzień Dobry!
Korzystam z chwili wytchnienia, która już daje objawy, że się kończy.
Tydzień w pracy na drugą zmianę to po prostu masakra jakaś... atmosfera zwolnień z lekka opadła i całe szczęście, bo powiem Wam szczerze, że nie uśmiechało mi się akurat prawie przed świętami rozpoczynanie poszukiwań jakiegoś w miarę dochodowego zajęcia na przeżycie... bo o zdobyciu pracy marzeń to raczej pod koniec roku nawet ciężko marzyć...
Doszłam ostatnio do wniosku, że jestem okropnie nie zorganizowana, założenia mam zwykle pikne i kolorowe i takie dalekosiężne... a tu klops zazwyczaj wychodzi. Nie wiem naprawdę, jak tak zaglądam do Was to jedne idealne Panie domu, inne idealne matki, żony itd.... gotują, sprzątają, szydełkują, grają, tworzą takie cuda.... że aż dech zapiera. Jak Wy to robicie... proszę zdradźcie odrobinę sekretu... Dlaczego mi na nic nie starcza czasu, no nie całkiem na nic, ale nie potrafiłabym robić tylu rzeczy nie zaniedbując przy tym innych.... Generalnie większość swojego dnia staram się zagospodarować na czas spędzony z Kubą, a chciałabym umieć go podzielić na tyle możliwości... no chyba, że rozwiązanie mojego dylematu może jest banalnie proste, większość z Was nie pracuje zawodowo... a może się mylę i pewnie szukam usprawiedliwienia dla swojej niezgrabej nieumiejętności planowania.... sama nie wiem, uświadomcie mnie jak to się robi... oczywiście -dziękuję za wszystkie rady, na pewno się przydadzą, a może Wy też wszystko robicie  na tzw. wariata, macie porozkładane miliony projektów, które czekają na realizację.... a to co pokazujecie to tylko mały skrawek prawdziwych możliwości....
Dobra, dobra, bo coś za bardzo wciągnęło mnie to marudzenie.
Kuba powoli dochodzi do siebie, to znaczy katar został, kaszel poszedł do lasu czy gdzieś. Tak więc zakładam, ze w poniedziałek do przedszkola nadejdzie czas.
Kilka z czynności, które udało się zrealizować przedstawiam poniżej.
Na początek zajęcia pt.  tata uczy synka robienia ziemniaczkowych ludzików

portret taty za pewne... hihi


szczęśliwa kartofelkowa rodzinka

Kilka znalezionych w archiwum prac, najbardziej Kubie podobało się przyklejanie sznurka.. w tzw. pajęczynkę, do tego plastikowy pająk i jest zabawa.
a na koniec... smoczuś
Wygrzebaliśmy gdzieś w pamiątkowych skarbach z wczesnego dzieciństwa.. znienawidzony wtedy przez Kubę ...przedmiot, jakim był ów smoczek... jak widać teraz, zapałali do siebie gorącym uczuciem, co prawda prawie tylko na czasową długość wykonania fotki... bo zaraz potem smoczuś został odstawiony do lamusa, a konkretniej wrzucony w najdalszy kąt pod biurko... ale zdjęcie jest

POZDROWIENIA ZOSTAWIAMY!!

2 komentarze:

  1. Witajcie, cieszę się, że się uspokoiło w pracy.
    Mój Kuba juz praktycznie doszedł do siebie, miał jeden dzień taki na maxa kaszlący, tak więc dziś poślę go do przedszkola. Nowych dzieci przybiera w przedszkolu, więc się rozkręca pomału i fajnie. Pozdrowionka dla Was i dziękuję za gadugowego kwiatka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Żona co tak rzadko piszesz. Lubię czytać Twoje opowieści.

    OdpowiedzUsuń

POZOSTAŁ ŚLAD PO...