SZCZĘŚCIE MOJE ...

piątek, 29 października 2010

nareszcie piątek...

Dzisiaj będzie króciutko, takie małe sprawozdanie z minionego tygodnia. W pracy u mnie troszkę za dużo się dzieje, by ogarnąć to mogła jedna osoba, więc jestem nieco przygaszona po powrocie do domu, opadam z sił. Ale jednak należy wychodzić założenia, że nie można zabierać domu do pracy i na odwrót. Więc głowa do góry i do przodu.
Kubie bardzo spodobał się pomysł z segregacją, ten element zabawy wprowadza sam sobie niemalże każdego dnia. Raz segreguje mazaki, kredki na odpowiednie grupy kolorystyczne, innym razem korale, jeszcze kiedy indziej wysypuje pieniążki, które skrupulatnie gromadzi w skarbonce, liczy układa na poszczególne monety...a cicho wtedy w całym domku.... niemalże słychać od czasu do czasu tą jego koncentrację jak krąży...
Od wczoraj dyniowo i ciasteczko u nas troszkę. Dzisiaj też rodzinka moja wysyła mnie do sklepu po dyńkę w celach drastycznego pozbawienia jej wnętrzności, tak więc zmykam zaraz do osiedlowego bazarku, zanim mi go zamkną.
Zanim jednak to nastąpi, po krótce przedstawię nasze tygodniowe tworzenia:

1. fotka pt. a ja liczę i liczę swoje miliony, nie mam ich zbyt wiele, ale i tak jestem zadowolony...

2. ciasteczkowo -dyniowo: ciasteczka upieczone wg przepisu http://mojewypieki.blox.pl/2007/08/Najprostsze-ciasteczka-maslane.html, dynka: pluszowa piłka owinięta pomarańczowym materiałem, na górze związana kokardką, buźka naklejona samoprzylepną wycianką... prawda, że łatwe...
3. chlapanko -pluskanko, w pierwszej wersji pływać miały łódeczki z łupinki orzeszka, ale wyszły nam jakieś łodzie podwodne, topiły się przy najmniejszym zetknięciu z wodą... no to w wersji końcowej popływał sobie krokodyl...




4. na koniec plastelinowe wyklejanki... potwierdzam, że plastelina to super materiał, już mamy tysiąc pomysłów na kolejne wyklejanki...

A teraz zmykam, bo wszystkie dyńki mi wykupią....
Pozdrawiam i przyjemnego weekendu życzę!!!

środa, 27 października 2010

środek tygodnia...

I już środa, Kochani ten czas oszalał, żeby tak szybko... niemal jak ziarenka piasku przez palce przesypywane... jeszcze niedawno Kuba był takim małym okruszkiem w śpioszkach, a teraz to już *mój wciąż mały* chłopczyk...
Dzień jakiś taki ospały, polepiliśmy troszkę z plasteliny, potem patrzę a tu śpiochy 2, czyli synuś i mężuś śpią sobie snem spokojnym... jak nie wrzasnę, jak nie tupnę, że to przecież dopiero 18, marsz mi z łóżek i do roboty, bo dzień jeszcze się nie skończył, a oni mi na to, że nie, że absolutnie nie wchodzi w grę, no i jeszcze mnie do garów zagonili, bo jak zwykle budyniu im się zachciało... no to ja matka polka, żona prawie idealna poszła do kuchni, gdzie miejsce jej jedyne... no oczywiście żarcik taki... hmmm czyżby???
leżą sobie teraz zadowoleni, najedzeni i na próżnościach życie im mija, tzn. jednym okiem bajki oglądają w dla mnie zupełnie zbędnym, ogłupiającym pudle jakim jest TV.
Teraz zgodnie z obietnicą, wczorajsze foto segregującego Kuby i kilka fotek z dzisiaj....





w efekcie segregacji powstało takie oto coś:

no i nasza dzisiejsza praca plastelinowa:

generalnie Kubie wystarczy aparat fotograficzny, teraz jest na etapie pstrykam fotki komu i gdzie się da. Nie bardzo jeszcze potrafi złapać ostrość, ale kto wie, może rośnie mi w domciu mały fotograf...?
Pozdrawiam cieplutko i pewnie do jutra...

wtorek, 26 października 2010

wtorek

Dzień pt. segregacja, Kuba wybierał, przebierał, dokładał, przekładał, mieszał, rozrzucał, zbierał... 2 godziny nie miałam dziecka w domu, cisza, spokój przerywana pełnymi ciekawości pytaniami... a co to jest? a do czego to? dookoła pełno korali, sznureczków, kokardek i innych cudeniek -kolorowe jarmarki śpiewać by się chciało. Powyjmował sobie pojemniczki i układał dzielnie kolorami tą całą drobnicę, koralami się poobwieszał, bransoletek pozakładał, interweniować musiałam kiedy zaczął rozpracowywać błyszczyk do ust i zęby sobie całe umalował... Postaram się jutro sesję z segregacji zamieścić, teraz już aparat śpi w innym pokoiku i nie chcę budzić domowników, bo znając siebie... to cichutko na paluszkach, a rumoru narobię i zamieszania takiego, że głowa mała, tak więc sprawozdanie jutro, obiecuję.
Dzisiaj zamieszczę fotki z darów jesieni.... Kuba z tatą stworzył Stefanki, jeżyki i inne cuda...



kolejny wynalazek, jaki chciałabym zaprezentować, to prawie własnoręcznie przez Kubę wykonane autko... służy mu ten jego super pojazd do przewozu kumpli tu i tam, często też jest to nasz pomocnik, rozwozi bluzeczki, spodenki, skarpetki do odpowiednich szafek. Jak widać zastosowanie wszelakie, a do wykonania potrzebne minimum, widoczne na zdjęciu....


nie zapominany: z przodu i z tyłu światła i rejestracja, najlepiej z imieniem dziecka, z boku koła, z przodu obowiązkowo sznurek i gotowe, można jechać na wycieczkę z małymi przyjaciółmi...

no i na koniec jeszcze gra... literka K oczywiście znaczy w naszym przypadku, że to gra Kuby... reszta wymyślona, wszystkie litery alfabetu - należy podać jaka to literka i co jest na taką literkę, do tego proste zadania matematyczne -w naszym przypadku dodawanie, pola z nagrodami -nasze nagrody nie są specjalnie wyszukane -nawet zwykłe chrupki Flipsy mogą niesamowicie cieszyć, gdy się je wygra, poza tym można pisać co się tylko chce, byleby wzbudzało zainteresowanie gracza, potrzebne jak to zwykle do grania: chętni osobnicy, kostka, pionki... no i do dzieła.

a teraz nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się. Patrzę na Kubę, rączki bezwładnie rozrzucone,słodko chrapie i Wiecie, co to chyba zaraźliwe jest bo mi też oczka się nieźle kleją. Dobranoc i życzę kolorowych snów!!

poniedziałek, 25 października 2010

chwilka wytchnienia

Dali mi moji mężczyźni odrobinę wolnego, sami bawią się w domek, nabudowali z klocków całe miasteczko, łącznie z zapleczem podziemnym w postaci całkiem całkiem niezłego parkingu. Tak więc jestem. W pracy mamy urwanie wentylacji, tzn. na mojej małej główce nie dość, że wszystko, co do tej pory miałam to jeszcze doszło mi przeprowadzanie rozmów z kandydatkami na pracownika działu sprzedaży... nie lubię wybierać, bo najchętniej wzięłabym prawie wszystkich chętnych, albo conajlepiej gdyby to było możliwe wszystkie chętne osoby zmiksowała i stworzyła na podstawie ich cech 1 hiper mega babę, która by rewelacyjnie dawała sobie radę ze wszystkimi obowiązkami. Stanowisko do obsadzenia jedno, a chętnych ze 200... Szok!
No, ale koniec tego wyżalania się, zdradzę Wam w sekrecie, że najbardziej w swojej pracy uwielbiam... smak i aromat kawy parzonej o 6 rano... następnie godzinę 14, kiedy to zamykam za sobą drzwi... i śmigam do domku...
Tak, tak zero satysfakcji, no, ale dzisiaj mało osób robi, to co kocha, co lubi, rzeczywistość zmusza by gnać, gnać wciąż do przodu, gonić drobne, a mi co, nic, pozostaje bujać w obłokach, więc bujam, a jak, że, codziennie od nowa...
Dobra, dobra, ja tu gadu gadu, a nasze wypocinki czekają, by je ogłosić całemu światu... hihi



DOMEK, DO KTÓREGO WYKONANIA POTRZEBNE BĘDĄ:
- KARTON najzwyklejszy na świecie
- KREDKI
- KLEJ
OZDOBY -naklejki, drewniane kwiatuszki, kociaczki itp itd
-CHĘTNI DO WYKONANIA
DODAM TYLKO, ŻE NAM WYKONANIE DOMKÓW SPRAWIŁO MNÓSTWO FRAJDY
POLECAM




NA KONIEC jeszcze nasza gra, wykonanie jej należało do kategorii przyjemnych, a granie w nią -umila nam chłodne, jesienne wieczory.  Instrukcja prosta, pola -polecenia, nagrody można zmieniać w miarę dorastania dziecka. U nas są np. zadania do wykonania: zrób 3 pajacyki, powiedz wierszyk, poskacz 5x na lewej nodze itp, jaka to literka i jakie znasz imię lub przedmiot na tą literkę, jaki to kolor i co może być w tym kolorze, nagroda guma owocowa oczywiście bez cukru, bądź po prostu buziaczek.... wszystko zależy od wyobraźni graczy....
Potrzebne będzie: kartonowa podkładka, mazaki, kredki, kolorowy papier, naklejki, kostka i pionki. Przyjemnego grania. Buziaczki zostawiam!!
zmykam kolację robić, do snu tulić, ubranko na jutro prasować, książeczkę czytać, herbatki się napić w ciszy i spokoju, apropo, co czytacie, zdradźcie  jakie książeczki umilają Wam jesienne dni???

niedziela, 24 października 2010

niedziela...

Dzień pełen wrażeń, zero wytchnienia, pompuje ze mnie resztę życia z jednej strony choroba pozbawia mnie energii i chęci na cokolwiek, z drugiej kochany bąbel nie daje chwili odpoczynku. Zaczęło się od śniadania... w tygodniu nie ma na to czasu, bo wstaję tak, by o godzinie 6 pić już kawkę przed rozgrzanym do czerwoności komputerkiem w pracy... tak więc weekend nadaje się do tego znakomicie. Przygotowujemy razem śniadanie, to znaczy ja gotuję to, co ugotować należy, Kuba dba o oprawę artystyczną.... kroi, wycina, koloruje, bo podobno oczami też się człowiek najada... a potem efekty naszej pracy są takowe:
prawda jest taka, że pomidorka to musiałam zjeść sama -Kuba niestety typowy mięso i nabiałożerca, no ale myślę, że to fajna sprawa, że dzieci dużo się uczą przy takim wspólnym przygotowywaniu, bądź co bądź, dla 4-latka to prawie dzieło kulinarne, może dla kogoś nie jest to jakieś królewskie śniadanie, ale my to tak właśnie traktujemy...

Chciałam także pokazać nasze papierowe kolorowe ptaszyska... Jak zawsze, to co pokazuje i pokazywać będę nie wymaga specjalnych umiejętności oraz nie wiadomo jak skomplikowanych materiałów. W tym przypadku potrzeba: kartki tekturowej, kolorowych kredek, piórek, tasiemki, brokatu, taśmy klejącej, dziurkacza, i to co komu tylko wyobraźnia podpowie, chęć do pracy i gotowe... zajęcie w sam raz na jesienne popołudnie, nam służą jako ozdoba pokoju. Można też ptaszka takiego zawiesić na gałązce, ale o tym... kiedy indziej.


i możemy mieć pewność, że ptaszki te, bez naszej zgody, na zimę do ciepłych krajów nie polecą...

Zmykam, moi mężczyźni domagają się ugotowania im budyniu... Tak więc pozostaje mi życzyć Wszystkim MIŁEGO POPOŁUDNIA
POSTAWIAM CIEPLUTKIE POZDROWIENIA !!

sobota, 23 października 2010

papierowe rolki

Witam w piękne sobotnie po południe. Pozwolę sobie pokazać, co zrobiliśmy z Kubą ze zwykłych rolek, które zostają po papierze toaletowym... materiał, który każdy w domu ma, więc do dzieła, zero kosztów, masa frajdy, Polecam.

Postanowiłam też, że po krótce wyjaśnię skąd taka a nie inna nazwa bloga... mama marzy, mama -to ja, która codziennie marzy, chodzi z głową w chmurach, błądzi w niezwykłych planach, ale czymże byłoby nasze życie bez planów, marzeń, celów?? pustką wielką zioniejącą smutkiem. Więc marzę ja sobie o tym i o tamtym. Chciałabym być przedszkolanką, ale z racji wykształcenia, które mam, a właściwie, którego nie mam, nie jest mi dane pracować na w/w stanowisku. Nie wystarczy kochać dzieci, mieć do nich ręke, podejście, rozumieć je, oddać im serce swe na dłoni... bez odpowiedniego wykształcenia niestety nie można nic. Tak więc coraz bardziej przekonuję siebie by wyruszyć w kierunku edukacji pedagogicznej, zasiąść na nowo w murach szkolnych, by potem móc zbierać odpowiednie żniwo, w postaci ukochanej pracy.
Kuba też dzisiaj jakiś rozmarzony, ciężko mu się skoncentrować na czymś, robi 1000 rzeczy na raz, a to lepimy z plasteliny, a to czytamy książkę, a to rozwiązujemy labirynty, skacze z tematu na temat. Powolutku wracamy do zdrowia, tzn. dziecko moje odzyskało głosik, po zapaleniu krtani, ale coś czuję, że choróbsko przechodzi na mnie -ciężki okres przed nami... mam nadzieję, że przetrwamy bez większych szkód. /buziaczki dla zaglądających!! miłej soboty życzymy

kociaki, pieski, świnki itp
potrzebny materiał:
- puste rolki po papierze
- kolorowy papier
- klej
- dodatki jak np. oczy
- para chętnych rączek do pracy


luneta
potrzebne będzie:
- pusta rolka od folii stretch
- kolorowy papier
- klej, taśma klejąca
- no i te chętne rączki do pracy :*



pojemnik na kredki, pędzelki i ołówki
- potrzebne wszystko, co wymieniłam wyżej oraz zakrętka od 5l wody, aby kredki czy inne przedmioty nie wypadały
POLECAM, bo jest to zabawa miła zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, wiadomo, większość pracy pozwalamy wykonać dziecku!


piątek, 22 października 2010

coś z niczego

Witam! Jak odważyłam się wspomnieć, uwielbiam robić coś z niczego. Dość często zdarza mi się podglądać talenty naprawdę zdolnych, którzy są dla mnie inspiracją. Pragnę więc na początek podzielić się twórczością zgapioną z blogu pomyskowo... gratuluję autorce pomysłowości i lekkości z jaką prace swoje tworzy. Kuba uwielbia wszystkie te dziwne zakręcone, nierzadko skomplikowane rzeczy. Tak więc na początek przedstawiamy akwarium. Naprawdę proste w wykonaniu, łatwe a jakże przyjemne zajęcie. Polecam!
POZDRAWIAMY WSZYSTKICH ZAGLĄDAJĄCYCH !!!

czwartek, 21 października 2010

Powitanie

Zacznę od czego, od tego od czego na ogół się zaczyna, czyli OD tzw. POCZĄTKU. Witam Wszystkich, którzy będą mieli ochotę świadomie bądź też zupełnym przypadkiem odwiedzić Rodzinkę Skubanka, zajrzeć choćby na chwilkę do Skubankowej chatki, miło spędzić czas /mam nadzieję.

Pozwolę sobie przedstawić bohaterów opowiastek, które zamierzam w przyszłości zamieszczać na tymże blogu.
Moja skromna osoba, jak już nadmieniłam wcześniej -mama Karolina, kobieta i także żona.
Synuś mój Kuba, o którym będzie całe mnóstwo, jak to zresztą o dzieciach się pisze i pisze bez końca... tyle dostarczają nam wrażeń.
Mąż mój, Grzegorz, który za bardzo nie potrafi zbyt cierpliwie znosić efektów popularności... więc o nim starała się będę skromniutko tylko wspominać, nadmieniać w miarę konieczności....
Mieszkamy sobie spokojniutko, wiedziemy skromniutki, cichutki żywocik w naszej, małej Skubankowej chatce nad, no blisko morza można by rzec.
Dobra, koniec szczegółów, reszta przyjdzie sama. ZAPRASZAM SERDECZNIE!